Przygodę z blogowaniem czas zacząć, może być w rytmie Bryana Adamsa (akurat leci w tle – ostatnio mam słabość do jego utworów).
Do rzeczy.
KILKA SŁÓW O MNIE
Mam na imię Ania i pochodzę z zielonego wzgórza (dosłownie) . Mój dom rodzinny znajduje się w niewielkiej miejscowości na lekkim wzniesieniu, więc od dziecka przedstawiam się jako Ania z zielonego wzgórza. Obecnie mieszkam we Wrocławiu – według mnie najpiękniejszym polskim mieście.
Jestem Żoną, Córką, Siostrą. Mam 26 lat. Skończyłam Inżynierię Biomedyczną (tak wiem WPPT jest tylko dla geniuszy, ale nie w moim wypadku – po prostu mam w życiu fart). Według mnie mam też trochę nierówno pod sufitem, ale ponoć to komplement, bo przecież im więcej pofałdowań struktury mózgu, tym jego powierzchnia większa.
W styczniu 2017 roku odeszłam z pracy i zaczęłam realizować marzenie o własnej firmie. Na tym blogu chciałabym dzielić się z Wami etapami z wykonania moich rękodzieł z drewna i nie tylko. Mam nadzieję, że będziecie tu chętnie wracać.
JAK TO SIĘ ZACZĘŁO…
Jakiś czas temu, pewnie jak większość z Was, przechodziłam – nazwijmy to – kryzys, chociaż w zasadzie nie lubię tego określenia. Kryzys w sferze zawodowej. Pracowałam (bo już od lutego tam nie pracuję i niezmiernie się z tego cieszę) w firmie z branży kosmetycznej – z wiadomych powodów nazwę zachowam dla siebie – prawie 2 lata. Z całą pewnością mogę stwierdzić, że spełniałam się na całej linii – zadania z dziedziny inżynierii/produkcji/projektowania, to coś co mnie pasjonuje, w końcu jestem rasowym inżynierem hehe – jednak to wszystko do czasu.
Myślę, że zawsze, niezależnie jakiej dziedziny dotyczy nasza praca, najtrudniejszym jej aspektem jest współpraca z drugim człowiekiem i to właśnie na tym polu poległam. Chociaż nie, to firma poległa, tak, zdecydowanie! Znacie to uczucie, kiedy cokolwiek byście nie zrobili i ile wysiłku, zaangażowania i pracy włożyli, to zawsze jest jakieś ale, zawsze coś powinno być lepiej, szybciej i w ogóle zupełnie inaczej? Też je znam i to doskonale, a najgorsze co może nam się przytrafić w życiu zawodowym, to bycie niedocenionym… Myślę, że niestety tak dzieje się coraz częściej. Ale jest na to recepta – powiedzieć STOP, powiedzieć NIE i zacząć żyć po swojemu ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tak właśnie postąpiłam i wierzę głęboko, że nie będę tego żałować.
PODJĘCIE DECYZJI
Podjęcie decyzji nigdy nie jest proste. Pierwsza, którą musiałam w końcu podjąć, to odejście z firmy i przyznam, że po wszystkim, co przeżyłam w ciągu ostatnich trzech miesięcy, wcale nie było to takie trudne. Po prostu złożyłam papierek i poczułam, jak kamień spada mi z serca – ale gruchnął o ziemię, szkoda, że tego nie słyszeliście!
Druga decyzja dotyczyła otwarcia biznesu. Od dawna nosiliśmy się z Mężem z takim zamiarem, ale zawsze to nie był odpowiedni moment, nie ten czas. Zdecydowanie hamował nas strach przed niepowodzeniem. Jednak sprawy w pracy zaczynały się coraz bardziej gmatwać i po wielu rozmowach
i kalkulacjach (które swoją drogą wcale nie pomagały…), w końcu stwierdziliśmy, że teraz albo nigdy. Oczywiście, gdyby nie mój wspierający mnie Mąż, pewnie nie pisałabym tego teraz, tylko dalej martwiła się jaki mnie czeka poniedziałek w pracy i czy znów będę złorzeczyć na cały świat.
A więc tak, 2-go lutego 2017 roku otworzyłam własną firmę, postanowiłam sprzedawać, to co od dawna jest przedmiotem moich i Męża zainteresowań – wyroby z drewna i wszelakie rękodzieło. Tak szczerze, to muszę przyznać, że to właśnie Mąż zasiał we mnie pasję rękodzielnictwa. Ten mój chłopina jest uzdolniony, zawsze mi tym imponował – teraz też siedzi w naszej pracowni i wymyśla nowy projekt (pewnie niedługo go zobaczycie).
ZAKOŃCZENIE
Chyba mi się udało skończyć pierwszy post – chociaż pewna nie jestem, bo nigdy tego nie robiłam. Ale fakt zawsze lubiłam pisać i myślę, że od dziś będę to robić częściej.
Do kolejnego napisania i przeczytania później!
P.S. Trzymajcie kciuki za moją pierwszą własną firmę Dwa-Tak!
EDIT: 11.04.2019 r.
Przenoszę właśnie stary post na nową stronę i stwierdziłam, że „hej, tyle się przecież zmieniło! trzeba uaktualnić trochę informacji”. A więc zaczynamy :).
Firma prosperuje raz lepiej raz gorzej – chyba jak każda. Aktualnie lawirujemy z Mężem czasowo, aby jednak ją bardziej rozwinąć (stąd powstała nowa strona – swoją drogą mam nadzieję, że Wam się podoba ;), ale to nie jest takie łatwe ponieważ we wrześniu zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami Gniewka śmieszka i życie nam się trochę przeorganizowało – co ja piszę – zupełnie nam się przeorganizowało. Szczególnie mi. Jako matka karmiąca, bardzo poważnie podeszłam do swej roli. Stąd brak czasu na wrzucanie postów na facebooka, tworzenie nowości itp. Gniewko skończył już 7 miesięcy, a ja wciąż się łudzę, że może za chwilę będę miała więcej czasu hehe, chyba jak pójdzie do żłobka, ale wtedy ja najprawdopodobniej pójdę jeszcze do pracy i lipa – chyba, że moja firma stanie się na tyle dochodowa, żeby bez problemu starczyło mi na zus itp. i jeszcze coś zostało – pod tym względem akurat liczę na Waszą pomoc.
Myślę, że to by było na tyle jeśli chodzi o aktualizację mojego powitalnego postu. Jeżeli już u nas coś kupowaliście – miło mi powitać Was ponownie, jeśli natomiast jesteście na mojej stronie po raz pierwszy, to niezmiernie się cieszę, że tu trafiliście i mam nadzieję, że moje wyroby Wam się spodobają i jeszcze do mnie powrócicie!
Do następnego! Ciao!
Najnowsze komentarze